Najnowsze wpisy, strona 1


sty 03 2006 Między ludźmi...
Komentarze: 3

ojej...

 

...mam Wam tyle do opowiedzenia, że jestem zmuszona pogodzić się z faktem, że o WSZYSTKIEGO co siedzi w mojej Głowie nie zdołam napisać... Nawet w skrócie.

No bo tak: dzisiaj wróciłam z Mediolanu, jestem oczywiście zmęczona. Ale kiedy tak sobie myślę szczerze, czy jestem zadowolona z tego wyjazdu, czy nie, to dochodzę do wniosku, że... niewiem.

Jeśli chodzi o plusy - fajnie, bo byłam 6 dni za granica, dużo widziałam, zwiedziłam Milano, poznałam nowych ludzi z całej Europy (szczeg. ze Słowenii, Włoch i Serbii), mówiłam po ang, fr, wlosku... No wiadomo - wyjazd sam w sobie jest niezapomnianym przeżyciem.

Ale... za to GŁÓWNY cel wyjazdu chyba nie został w pełni zrealizowany... Tzn. odnowa duchowa. Bo tak naprawdę to więcej się myślało o zwiedzaniu, ludziach niż  o modlitwie... No ale w sumie wszyscy mieli podobne odczucia. Kto wie, może się wybiorę po prostu do "źródla" - Taize we Francji...?

No a tak poza tym, to zauważyłam, że coraz bardziej doskwiera mi samotność ale chodzi o samotność duchową (nikt mnie nie rozumie itp)... No bo znowu złapałam doła z powodu mojej inności, bo w autokarze oglądaliśmy "Między słowami". Oglądałam to 2 raz, i oglądając doszłam do wniosku, że to chyba jeden z moich ULUBIONYCH filmów... I bardzo się identyfikowałam z główną bohaterką... Doskonale rozumiałam jak się czuje (bo ja TEŻ sie tak czuję)...

Ale niestety chyba tylko MNIE się film podobał, bo na końcu wszyscy zaczęli narzekać, jaki ten film jest nudny, o niczym, że ci ludzie nie mieli celu w życiu i byli żałośni... Normalnie nie zauważyłam, żeby komuś się podobał. Musiałam nawet niektórym tłumaczyć o co właściwie w tym filmie chodziło... Mówiłam że o samotności... A oni reagowali tak jakbym mówiła po chińsku...

Przykre to było. Tym bardziej że kiedy mówili, że film był głupi, to było tak jak by mówili, że JA jestem głupia....

Tak sobie pomyślałam, że może ten film mógłby być takim wyznacznikiem - jeśli ktoś lubi ten film, to znaczy, że by MNIE rozumiał... heh... no bo przecież KOMUŚ ten film się na świecie podobał, no nie? :)

Dobra, mam jeszcze dużo do opowiedzenia, ale na dzisiaj starczy... :) Buziaki w Nowym Roku!!

-catherine- : :
gru 09 2005 Sam jesteś reżyserem i aktorem swojego...
Komentarze: 8

No dobra,

 Wena znów zagościła w mojej Głowie, co oznacza, że znów mogę uraczyć Was, moje najkochańsze (bo jedyne:P) Czytelniczki, kolejną porcją moich intelektualnych rozważań...

<mam prośbę: wczytajcie się w to uważnie (bo się postarałam...), przemyślcie i napiszcie co o tym sądzicie:) bo pewnie wiele rzeczy mi umknęło, wiele spłyciłam itp>

Temat na dziś brzmi: "Trzy punkty widzenia: 1 - to, jak postrzegamy sami siebie 2 - to, jak inni nas postrzegają i 3 - to, jak MY myślimy, jak inni nas postrzegają."

Pkt 1 jest oczywisty - to my przed lustrem w cztery oczy... Żadnego ściemniania...

Pkt 2 i 3 ma związek z "maską" (i to niejedną)  którą codziennie nakładamy sobie na twarz. <tylko nie mówcie, że WY nie nosicie takich masek!:)> Chcąc nie chcąc wszyscy to robimy. I tutaj jest rozdźwięk między tym jak ludzie naprawdę ODBIERAJĄ tę maskę, a tym, jak my UWAŻAMY, jak jest odbierana...

Z punktu widzenia odbiorcy: czasem gramy dobrze naszą wybraną lub wymuszoną rolę (bo mamy takie cechy osobowości, predyspozycje) i wtedy 2=3, no problem. Ale czasem nie jesteśmy dobrymi aktorami w tej roli i albo odbiorca nie bierze nas za tych, za których się podajemy, albo w ogóle wypadamy żałośnie, bo zachowujemy się sztucznie...

Z naszego punktu widzenia: czasem jesteśmy przekonani, że nasza maska świetnie do nas pasuje, a wcale tak nie jest. I odwrotnie - czujemy się np.żałośnie, niepewnie w jakiejś sytuacji choć potem po rozmowie z postronną osobą dowiadujesz się, że wyglądałaś na os. b. pewną siebie... <pamiętasz film z Łyny, A.?>

 I właśnie to ostatnie najbardziej mnie zaskakuje... Z tego jest najwięcej nieporozumień. Najczęściej chodzi o sytuację, w której czujemy się nieśmiali, mali, których ten dziki tłum ludzi może łatwo zdeptać... No i tak: niektórym nieźle wychodzi granie pewnych siebie, wyluzowanych. Można się na to nabrać. Tylko że problem pojawia się wtedy, gdy przeginamy w drugą stronę i jesteśmy odbierani jako zarozumiali,  zirytowani, a nawet znudzeni obecnością innych ludzi... A więc wbrew naszym zamierzeniom jesteśmy odbierani negatywnie...

I wiecie co? NIDGY ALE TO PRZENIGDY NIE BĄDŹCIE PEWNE TEGO, JAK WAM SIĘ WYDAJE, ŻE JESTEŚCIE POSTRZEGANE! To się tyczy 2 z Was, moje drogie:) Życie jest pełne niespodzianek...  

-catherine- : :
gru 04 2005 ...
Komentarze: 5

 

Przykro mi.

Żadnej notki tu nie będzie, póki nie będę miała weny:]

 

 

 

...Bo i po co pisać o niczym?;)

 

 

-catherine- : :
lis 24 2005 Czas na... filozofowanie:)
Komentarze: 4

Hmm... jak to mawiał  Kamil (dla niewtajemniczonych - mój kolega, którego marzeniem jest "dostanie się" do seminarium duchownego jezuitów...), zawsze po czasie radości nadchodzi nieuchronnie czas cierpienia. I odwrotnie: czas cierpienia ma swój koniec, po nim nastaje czas pocieszenia, radości. Taka sinusoida...

Ja znajduję się obecnie jakoś PONAD poziomem. :) Od tygodnia jestem zadowolona z siebie i życia (stan na 24.XI g.21:48...)

Ale wiecie? Ta metafora bardzo jest bardzo fajna. Kamil powiedział mi o tym dawno temu i nieraz o tym rozmyślam. I to bardzo pomaga, nieraz, kiedy jest mi smutno.

Tylko że ta sinusoida... Problem w tym, że u każdego jest ona inna. Ma inny przebieg. U niektórych "wychyla się" ponad poziom tylko czasami (albo w ogóle). U innych prawie wcale nie opada. Czasem ma łągodny przebieg, a czasem jest poszarpana i zygzakowata (tak pewnie mają wrażliwi nastolatkowie o zmiennym nastroju).

Acha, i mają też różne amplitudy (trudne słowo...). U mnie są chyba spore. Całkiem. Co tam jeszcze było? Częstotliwość? :)

No w każdym razie Kamil powiedział (tak, on mądry jest...) , że powinno się dążyć do wyrównania tej sinusoidy.  Tzn. nie popadać z skrajności. Nawet te radosne. Dlaczego? Pewnie dla jasności umysłu... Zachowaj umiar. Stoicyzm itp.. Co Wy na to?

-catherine- : :
lis 02 2005 Wampiry energetyczne.
Komentarze: 5

Zauważyłam coś interesującego:

Otóż ktoś mi kiedyś opowiedział o tzw. "wampirach energetycznych" (znaczenia można się domyślić...)

Oczywiście nie wierzę w parapsychologię, magię i tym podobne nauki (choć pewnie część z nich ma w sobie trochę prawdy), ale w sumie to zauważyłam, że pewne osoby naprawdę tak na mnie działają.

Usiadłam sobie wygodnie i spróbowałam najpierw określić, które dokładnie są to osoby (dla "wtajemniczonych": jest to np. Alek, Grzesiek, z naszej byłej klasy też 1 osoba <Sandro chyba wiesz...>, a także kilka osób z mojej uczelni + wiele wiele innych) i zaczęłam szukać dla nich współnego mianownika.

I chyba jest on m/w taki: te osoby są inteligentne (niewątpliwie), b.dynamiczne, wiedzą, czego chcą w życiu, ale przede wszystkim są bardzo pewne siebie, swojej wartości, mają silną wolę, chyba nawet czasem zarozumiałe... Są też w pewien sposób agresywne społecznie, potrafią się rozpychać łokciami, nie mają skrupółów. Potrafią też skutecznie zgnoić jednym krzywym spojrzeniem... Wiem że ten mój opis jest beznadziejny, ale jest najlepszy jaki mogłam wymyślić. Myślę, że i tak wiecie o jakich ludzi chodzi... ;-/

W każdym razie kiedy znajdują się w pobliżu mnie, to po prostu czuję, jak przygasam. Oni mnie przytłaczają, czuję się strasznie głupia i żałosna... Czasem nie mogę się nawet otrząsnąć przez kilka dni... I oni robią to specjalnie. Są świadomi swojej wyższości. Sadyści i mordercy radości. Niszczą słabsze jednostki swoim zwierzęcym instynktem... Aaaaa!!!

Ulżyło mi. Dziękuję.

-catherine- : :